niedziela, 28 lipca 2019

[Z innej beczki] Nabijalna puszka na sprężone powietrze

Mamy sezon letni, więc sprzedam Wam patent od kolegi, który pozwoli zaoszczędzić nieco pieniędzy na zakupie puszki ze sprężonym powietrzem, która przyda się podczas czyszczenia komputera.

Na początek lista niezbędnych rzeczy:
- pusta puszka po sprężonym powietrzu
- wentyl samochodowy (zwykły z dętki rowerowej wystarczy, pełnią szczęścia jest jego przedłużony wariant do felg wysokoprofilowych)
- młotek i niewielki gwóźdź
- większe imadło
- wiertła do metalu 3-6mm i wiertarka
- palnik gazowy
- cyna, kalafonia, pasta lutownicza
- papier ścierny
- klucz do wentyli samochodowych


Zabawę polecam rozpocząć od usunięcia z puszki etykiety, aby nie zapaliła się podczas lutowania, człowiek uczy się na błędach. Wentyl oczywiście również musi być czysty, warto dokładnie obrobić go papierem ściernym.

Następnie mocujemy puszkę w imadło nie ściskając jej zbyt mocno. Wymierzamy środek dna puszki i gwoździem robimy otwór, potem powiększamy go wiertłem i rozwiercamy większym. Pamiętajmy, aby wentyl ciasno wchodził w puszkę, polecam wspomóc się suwmiarką przed wywierceniem finalnego otworu.




 
Kolejnym punktem programu jest porządne oszlifowanie dna puszki i zabezpieczenie go pastą lutowniczą lub innym gęstym topnikiem, aluminium szybko się utlenia. Warto przy tym uważać, by nie naleciało nam go do wnętrza puszki.
Następnie na wentyl na styku gwintu i gładkiej części owijamy cyną, warto nawinąć 3-4 obroty drutu dookoła wentyla. Zalecam też wykręcić zawór by go nie przegrzać. Tak przygotowany wentyl umieszczamy w puszce.



Przystępujemy do grzania. Ten etap robiłem mocno na wyczucie. Palnik odkręciłem na połowę mocy. Cynę grzałem równomiernie z każdej strony do momentu jej całkowitego roztopienia, powinno się pojawić jeziorko cyny, puszka być rozgrzana prawie do czerwoności, a wentyl powinien zapaść się tak, by wystawał jedynie gwint. Na koniec wrzucamy kilka drobnych kawałków kalafonii, jeżeli ta nie roztopi się to delikatnie podgrzewamy ją.



Teraz pozostaje cierpliwie czekać do całkowitego ostygnięcia puszki. Później pozostaje wkręcić zaworek w wentyl i wykonać pierwszą próbę szczelności. Najwygodniej użyć kompresora z pistoletem do pompowania kół. Zalecam najpierw nabić puszkę do maksymalnie 2 barów. Przysłuchujemy się czy powietrze nie ucieka; jeżeli słychać syk, a dokręcanie zaworu nie pomaga, to niestety musimy grzać wentyl jeszcze raz, trzeba kombinować metodą prób i błędów, być może konieczne będzie wyjęcie wentyla, oczyszczenie powierzchni jeszcze raz i ponowne lutowanie.



Finalnie w moim przypadku puszka wytrzymuje do co najmniej ciśnienia 3,5 bar, jednak po dłuższym czasie nie używania gubi powietrze, jedno nabicie spokojnie wystarczy na wyczyszczenie komputera, a zaoszczędzone pieniądze można przeznaczyć na przykład na zakup dodatków do Euro Trucka :)



Mam nadzieję, że patent spodobał się Wam, wystarczy jedynie odrobina umiejętności manualnych i podstawowe narzędzia, a frajda z wykonania takiego gadżetu będzie olbrzymia ;)

niedziela, 14 lipca 2019

[Sprzęt] Xiaomi Mi Band 3

Dzisiaj zapraszam do recenzji bodajże najpopularniejszej opaski sportowej na świecie. Podzielę się swoimi wrażeniami z paru tygodni jej użytkowania

Opakowanie i zawartość
W niewielkim pudełku znajdziemy opaskę wraz z silikonowym paskiem, króciutki kabelek do ładowania oraz wielojęzyczną instrukcję obsługi. Po wyjęciu z opakowania sprzęt wymagał ładowania. Wyświetlacz nie był zabezpieczony folią ochronną i niestety bardzo szybko zebrał kilka głębokich rys.




Pierwsze wrażenie
Front głównej części urządzenia wyposażony jest w dotykowy monochromatyczny ekran o przekątnej 0,78 cala oraz dotykowy przycisk umieszczony poniżej. Powierzchnia ta łatwo zbiera odciski palców, jednocześnie jest bardzo łatwa w utrzymaniu czystości. Z tyłu umieszczono miernik tętna. Na krótszej krawędzi znajdziemy slot do podłączenia ładowarki.



Standardowy pasek ma całkiem sporą możliwość regulacji w zależności od grubości nadgarstka, jednak dla osób z grubszą ręką może być nieco zbyt krótka, na szczęście bez problemu można nabyć inny model. Sposób zapinania początkowo nie wzbudził we mnie zaufania jednak było to bezpodstawne. Opaska bardzo dobrze leży na nadgarstku, praktycznie nie czuć, że ją nosimy, jednak jest ona dość wysoka w porównaniu z klasycznym zegarkiem i łatwo nią o coś zahaczyć, warto mieć to na uwadze, gdyż ekran jest mocno podatny na zbieranie rys, tutaj zalecam zakup folii ochronnej na wyświetlacz.







Pierwsze wyjęcie tzw pestki z paska w celu naładowania było dla mnie nie lada wyzwaniem. Wymagało to użycia sporej siły. Ponowny montaż przebiegł nieco sprawniej. Bateria o pojemności 110mAh przy użyciu ładowarki o natężeniu 850mA ładuje się od zera do pełna w około 2 godziny. Akumulator zapewnia pracę bez potrzeby ładowania przez około 10 dni mając włączone wibracje i będąc praktycznie cały czas połączonym z telefonem dodatkowo mierząc tętno i korzystając ze stopera kilkukrotnie w ciągu dnia.





Konfiguracja i obsługa
Aplikacją służącą do zarządzania opaską jest Mi Fit. Dzięki niej sparujemy ją z naszym smartfonem. Wymagane jest założenie nowego profilu lub podpięcie pod jedno z już istniejących kont w profilach społecznościowych. Następnie urządzenie pobierze niezbędne aktualizacje oprogramowania.
Mi Fit umożliwia nam całkiem dużą personalizację informacji jakie pojawiają się na ekranie opaski.
Prócz standardowego zegarka, krokomierza, pulsometru czy prognozy pogody możemy dodać także powiadomienia z aplikacji takich jak wszelkie komunikatory czy skrzynka mailowa, do tego powiadomienia o przychodzących połączeniach czy SMSach. Z funkcji nieco bardziej ukrytych bardzo spodobał mi się stoper oraz możliwość wyciszania czy zlokalizowania telefonu z poziomu opaski. Fajną opcją jest też wybudzanie ekranu podczas podniesienia nadgarstka, jednak ta czasem działa nieco ospale. Maksymalna jasność wyświetlacza w pełnym słońcu jest zdecydowanie niewystarczająca. W ustawieniach można włączyć opcję zmniejszania siły podświetlenia po zachodzie słońca lub w określonych godzinach.



Oprogramowanie Mi Fit ma bardzo rozbudowane funkcje treningu, monitorowania snu i wielu innych. Bardzo spodobały mi się podsumowania aktywności wykonywanych danego dnia oraz opcja ustawienia dziennego celu kroków do pokonania.

 

 

Możemy także włączyć tryb treningu, na przykład jazdy na rowerze czy biegania. Świetną opcją są także etykiety zachowań. Umożliwia ona nauczenie naszej opaski codziennych wykonywanych przez nas czynności takich jak jazda autem, wchodzenie po schodach czy sen. Dzięki temu nasz Mi Band będzie w stanie jeszcze precyzyjniej dokonywać pomiarów. Mam nieodparte wrażenie, że przez pierwsze kilka dni opaska nieco zaniżała mierzone tętno i zawyżała liczbę kroków, jednak w miarę eksploatacji pomiary są coraz dokładniejsze.
Sporadycznie zdarza się, że opaska rozłącza się z telefonem, jednak po ponownym połączeniu dane są bez problemu synchronizowane z aplikacją.
  



Dzięki uprzejmości Sławka miałem okazję porównać Mi Band 3 z jego poprzednikiem. W telegraficznym skrócie: trójka jest zdecydowanie większa od dwójki, zyskała zaokrągloną przednią powierzchnię, przez co jest zdecydowanie bardziej narażona na zarysowania; ekran trzeciej generacji jest większy i jaśniejszy a dotykowy przycisk został zastąpiony wgłębieniem pod ekranem; sensory tętna na pierwszy rzut oka są identyczne.



Podsumowanie
Zakup Mi Band 3 był strzałem w dziesiątkę. Opaska świetnie sprawdza się jako zegarek z rozbudowanymi funkcjami treningowymi. Z pewnością będzie świetnym pomysłem na prezent dla osoby, która lubi aktywnie spędzać czas.
Nieco żałuję, że nie wstrzymałem się z zakupem, ponieważ nadchodząca czwarta generacja Mi Banda będzie jeszcze bardziej rozbudowana, szczególnie zależało mi na możliwości sterowania odtwarzaczem muzyki w telefonie z poziomu opaski. Front pastylki Mi Band 3 mógłby być nieco osłonięty przez pasek w celu ochronienia go przed potencjalnymi zarysowaniami. Sam patent na wyjmowanie pastylki w celu ładowania mógłby być nieco inaczej rozwiązany.

Za cenę nieco ponad 100 złotych zyskujemy naprawdę świetnie wykonany sprzęt. Ma naprawdę dużo opcji, bateria starcza spokojnie na ponad tydzień, funkcjonalność nie budzi większych zastrzeżeń. Polecam zakup tej opaski, każdemu poszukującemu niedrogiego smartbanda, jednak warto poczekać jeszcze chwilę na premierę Mi Band 4, gdyż cena trójki powinna znacząco spaść, a także warto zobaczyć co kolejna generacja przyniesie nowego.

Xiaomi Mi Band 3   
Link do strony producenta
https://www.mi.com/global/mi-band-3/

PLUSY
+ Cena
+ Design
+ Jakość wykonania
+ Mnogość funkcji

MINUSY
- Ciężki demontaż paska
- Słaba widoczność przy dużym nasłonecznieniu
- Sporadyczne problemy z synchronizacją z telefonem
- Wyświetlacz wrażliwy na zarysowania


OCENA KOŃCOWA -   9/10 

poniedziałek, 8 lipca 2019

[Z innej beczki] Internety #9 - Podłączyli światłowód i....

Światłowód został podłączony, moje marzenie stało się jawą. Moja walka o technologię godną cywilizowanego świata się zakończyła. Ale czy na pewno? O tym napiszę dalej.

Wizyta techników była umówiona na godziny popołudniowe, chciałem być obecny podczas instalacji by dopilnować by wszystko miało ręce i nogi. Niestety, panowie technicy zawitali z samego rana, kiedy byłem jeszcze w pracy. Pozostało komunikować się z domownikami telefonicznie na wypadek problemów.

Kilkumetrowy przekop, który dotychczas był przeszkodą w podłączeniu mnie do sieci światłowodowej został wykonany bardzo szybko i to przy użyciu łopat. Podziemny odcinek kabla został poprowadzony w peszlu, wobec którego jakości mam pewne obiekcje. Ponadto panowie technicy nie mieli sprzętu, by wyciąć w wylewce pod domem szczelinę. Pozostawili więc taki oto piękny potykacz:



Tą prowizorkę trzeba było czym prędzej naprawić samodzielnie. Było tylko czekać, aż ktoś by o to się potknął.
W piwnicy bonusowo dostałem kilka metrów światłowodu:



Dodatkowo dostałem 20 metrowy kawałek światłowodu luzem, jak się bawić to na bogato!
Przy okazji zobaczyłem jak cieniutki kabelek zapewnia taką szybkość


Panowie technicy mają olbrzymie szczęście, że mnie nie było w domu podczas instalacji. Mieli by ciężką przeprawę a i podpisu na dokumencie odbioru by nie uzyskali. Chcieli sobie przywłaszczyć mój prywatny router, zobaczyli na nim logo Orange i zapewne uznali, że to ich. Na szczęście posiadałem na niego fakturę, więc dali spokój. Finalnie panowie technicy otrzymują ode mnie 3 na szynach.


Jako, że technologia zmieniła się mocno, konieczna była zmiana routera. Operator dostarczył mi  Funboxa 3.0. Sprzęt, który po prostu działa.
Menu urządzenia jest w stu procentach debiloodporne, nie ma nawet 20% możliwości jakie posiada standardowy router. Za to przycisk WPS jest łatwo dostępny, a nawet port USB pojawił się na wyposażeniu. Niestety, nie ma możliwości podłączenia swojego routera, wielka szkoda, bo paru istotnych drobiazgów brakuje mi w opcjach FunBoxa.






Sprzęt nie posiada zewnętrznej anteny WiFi. Podobno zapewnia całkiem niezłe parametry ale jedynie na sprzętach z kartą sieciowa obsługującą standard IEE 20.11ac. Ja w domu posiadam sprzęty maksymalnie wspierające standard n. Stojąc tuż przy routerze prędkość pobierania wynosi maksymalnie 50Mbps, a wysyłania 15Mbps. O ile wysył jest super, to pobieranie wyraźnie kuleje. A wystarczy odejść zaledwie o parę kroków i prędkość spada niczym kurs Bitcoina swego czasu. Na szczęście testy sieci po kablu wykazały, że prędkości są idealne.






Na mojej przedpotopowej karcie WiFi w komputerze osiągam w szczycie 20Mbps przy pobieraniu. Co ciekawe mimo tego filmy na YouTube potrafią buforować się automatycznie w rozdzielczości 4K. Przeczuwałem że wiekowy D-Link DWL G-122 nie podoła współczesnym technologiom, przyszła więc pora na wykonanie połączenia kablowego. Plan w teorii miał być prosty - przebitka przez strop, przepuszczam kabel, zarabiam końcówki i gra muzyka. Niestety, belka stropowa okazała się twarda niczym konar po środkach farmakologicznych zawierających sildenafil. Z odwiertu nici. Przez moment przeszła mi myśl zainwestowania w zestaw urządzeń PLC, te jednak są dość drogie. Wspólnie z tatą wykombinowaliśmy opcję poprowadzenia kabla nieco naokoło. Kilka metrów korytek kablowych, trochę kleju i udało się poprowadzić kabel po schodach i po suficie. Przy okazji chciałem podziękować Sławkowi za zarobienie końcówek skrętki. Internet śmiga aż miło z pełną prędkością :)

I tak oto dotarłem do końca tej serii, po wielu miesiącach zmagań doczekałem się cywilizowanego internetu, z którego korzystanie jest w stu procentach komfortowe. Dodam, że raptem 2 tygodnie po podłączeniu światłowodu otrzymałem informację, że jestem w zasięgu sieci 1Gbps. Pozostaje przeczekać 2 lata by przejść na wyższą prędkość, z pewnością zdecyduję się też na usługę telewizji. Tak więc oficjalnie kończę serię internety, być może poruszę temat nowej umowy ale to dopiero za dwa lata. Tym czasem poniżej wklejam linki do odcinków serii:

#1 - Internet na węgiel
#2 - Początek paranoi
#3 - Quo Vadis internecie?
#4 - Koniec hecy?
#5 - Cuda się zdarzają
#6 - Miało być tak pięknie
#7 - Przygotowania do bitwy
#8 - Coś się ruszyło

wtorek, 2 lipca 2019

100 tysięcy odsłon bloga!

Tak oto po zaledwie 2021 dniach udało się zdobyć 100 000 odsłon niniejszego bloga!
Dziękuję serdecznie wszystkim bez wyjątku, zarówno stałym bywalcom jak i tym, którzy trafili tu przez przypadek. 
Dziękuję tym, którzy od czasu do czasu skomentują moje wpisy oraz tym kilku widzom, które śledziło moje próby transmitowania rozgrywek na platformie Twitch. 
Jesteście wielcy, gdyby nie Wy, zdobycie tak olbrzymiej liczby odsłon nie byłoby możliwe. 
Dzięki serdeczne, liczę na kolejne setki tysięcy, a kto wie, może i milion ;)
WxB


Długo zastanawiałem się, jak uczcić tą wyjątkową okazję.W końcu postanowiłem zajrzeć na dno szuflady z moimi pozostawionymi na bliżej nieokreślone nigdy projektami. Tak oto powstało malowanie na Scanię S, które od bardzo dawna miałem w głowie i cierpliwie czekało na realizację. Pierwotnie miało powstać na model Streamline ale o tym za chwilę.
Malowanie zawiera sporo odwołań kolorystycznych do mojego bloga, kilka symboli, które przewinęły się przez moje operacje oraz fragmenty tekstów moich ulubionych piosenek. Malowanie to wygląda praktycznie tak, jak je sobie wymarzyłem, będę z nim jeździć na stałe.
Ale to nie koniec; planuję bowiem skin ten stworzyć dla wszystkich ciężarówek, za których sterami zasiadam czy to w Euro Truck Simulator 2 czy też American Truck Simulator. Każdy z nich będzie unikatowy jednocześnie zachowując elementy charakterystyczne. Z pewnością zajmie to sporo czasu, mam nadzieję, że wena twórcza będzie się mnie trzymać. Planuję także stworzyć skiny na naczepy nawiązujące do malowań ciężarówek.

Na koniec prezentuję filmik prezentujący malowanie w grze wraz z podziękowaniami za 100 tysięcy odsłon.




poniedziałek, 1 lipca 2019

[Recenzja] American Truck Simulator Washington

Witajcie w recenzji pierwszego w tym roku dodatku mapowego wydanego dla ATS.

Nowego terenu nie zyskujemy bardzo dużo, jest to raptem kilkanaście procent powierzchni całego USA. Ale czy małe znaczy gorsze? Niekoniecznie. Tutaj postawiono na jeszcze większą różnorodność, niż w przypadku poprzednich dodatkach.
Na terenie stanu pojawiło się naprawdę sporo dróg gruntowych, zazwyczaj bardzo krętych, często prowadzących przez gęste lasy. Na takich duktach nasze umiejętności prowadzenia ciężarówki nie raz zostaną wystawione na próbę.
Niesamowicie urzekły mnie górskie krajobrazy pełne pięknych rzek i jezior, czeskie studio naprawdę zrobiło naprawdę dobrą robotę. Nieraz człowiek zwalnia by nacieszyć się tymi wspaniałymi widokami.
Jeżeli chodzi o miasta, tutaj postęp również jest odczuwalny w stosunku do starszej części mapy. Raczej nie natrafimy na dwa takie same skrzyżowanie, każda aglomeracja jest zupełnie inna i zawiera swoje charakterystyczne punkty. Bardzo spodobały mi się nowe oznakowania na węzłach drogowych, wraz z nawigacją głosową dodaną w ostatnim patchu 1.35 ciężko będzie pogubić się na zjeździe z autostrady. Kapitalnie spisują się już jakiś czas temu dodane losowe zdarzenia drogowe, co prawda czasem ręcznie trzeba skorygować trasę na mapie ale to mały drobiazg. Wisienką na torcie są tablice informacyjne zmiennej treści, kapitalna rzecz nadająca mapie realizmu oraz klimatu.



Zdecydowanie polecam zakup tego DLC, cena 39,99zł jest odpowiednia jak na zawartość, jaką otrzymujemy, żałuję jedynie, że póki co nie ma wersji pudełkowej, lubię mieć fizyczny nośnik na półce, w tym wypadku kolekcja nieco ucierpi.


Na koniec tradycyjnie zapraszam do obejrzenia małej galerii screenów ze zwiedzania terenów nowego dodatku.