Malowanie karoserii było prawdziwą gehenną. Przekonacie się sami
jak fatalne może być malowanie aerozolem przez totalnego laika :)
Na sam początek
konieczne było zmatowienie podkładu papierem 2500 i spłukanie
pyłu wodą. Wykombinowałem sprytny patent na trzymanie podczas
malowania. Rolka po ręczniku papierowym, odrobina plasteliny na
końcu pogrzana zapalniczką i docisnąłem ją do sufitu autka.
Trzyma dobrze. Farby bazowej poszły trzy warstwy, rozważam czwartą,
prześwitów nie ma ale liczyłem, że kolor będzie troszkę
ciemniejszy. Mam tylko nadzieję, że przerwy między warstwami były
wystarczająco długie. Finalnie wyszło bardzo ładnie, oczywiście
konieczny jeszcze będzie klar i zapewne polerowanie.
Kolejnym etapem było
pomalowanie na srebrno ramek okien. Srebrna farba Tamiya poszła w
ruch. Oczywiście popsułem maskowanie, tu i ówdzie zajechałem za
daleko. Na szczęście miałem w domu puszkę farby Humbrol w takim
kolorze jak mój aerozol. Farba
nanoszona pędzlem różni się nieco strukturą od tej nanoszonej
aerozolem. I znowu klejenie i poprawki. Znowu zajechałem za
daleko. I kolejne poprawki. W końcu było akceptowalnie dobrze.
Chciałeś klasyka to się bujaj klasykiem; ostatnio nadużywam tego
tekstu, szczególnie u mechaników…
Nareszcie można
lecieć z klarem. Patent na malowanie jak przy poprzednich warstwach,
czyli jedna cienka warstwa i dwie grubsze na stojaczku z tekturowej
rolki. Teraz tylko dać przeleżakować kilka dni i później
spolerować. Na moment świeżo po jest marnie, ostatnie poprawki
jakby znikły, a chromowane listewki zmatowiły się. Będę próbował
ratować to po polerce na ile się da.
I przyszła pora na
polerkę. Papier wodny 2500, lekko zwilżony, następnie 3 gradacje
past polerskich tamiya. Efekt jest lepszy ale postanowiłem
zaryzykować drugą turę. I było warto. Jest gładziutko, skórka
pomarańczy jest lekko widoczna ale za to ładnie uwydatniła się
głębia lakieru. Niestety, starłem do gołego spryskiwacze na
masce, jedną chromowaną listewkę i wąziutki ale bardzo długi
rant na karoserii. No cóż, trzeba będzie zategować. Skoro już
tak skopałem maskę i zeszlifowałem jeden spryskiwacz, postanowiłem
usunąć obydwa. Rozgrzanym cieniutkim wiertełkiem oznaczyłem
miejsca i rozwierciłem je.
Pomalowałem więc
maskę. Tym razem wyszła naprawdę pięknie. Po zdjęciu maskowań
różnica w stosunku do reszty karoserii była nieakceptowalna.
Postanowiłem oszlifować całość i jeszcze raz dać grubą warstwę
lakieru bazowego. Po perypetiach z maskowaniem i paroma poprawkami w
końcu jest w miarę ok. Nie planuję dawać już klaru, nie chcę po
raz kolejny czegoś zepsuć. Tu i ówdzie pozostały niedoskonałości,
ale nie mam już siły na nie, za to wyciągnąłem kilka wniosków,
którymi się podzielę na koniec projektu.
Sufit skorupy i słupki
wewnętrzne objechałem na beżowo, chociaż w ten sposób odwzoruję
z grubsza wygląd górnych części kabiny i przy okazji nie będzie
straszyć gołym podkładem. Spryskiwacze odtworzyłem z ramek
modelu. Podgrzałem je, rozciągnąłem i wyszły idealnie. Chromy
zrobiłem srebrnym markerem Tamiya. Po licznych walkach z maskowaniem
udało się to w miarę ogarnąć. Bardzo pomógł mi płyn maskujący
Vallejo. Przy okazji odkryłem raj na ziemi, super sklep modelarski
w Gdańsku https://www.modelmania.eu/,
świetnie zaopatrzony, obsługa bardzo pomocna, a ceny rozsądne.