czwartek, 26 września 2024

[Modelarstwo] #5 Mercedes 500SLC C107

Malowanie karoserii było prawdziwą gehenną. Przekonacie się sami jak fatalne może być malowanie aerozolem przez totalnego laika :)

Na sam początek konieczne było zmatowienie podkładu papierem 2500 i spłukanie pyłu wodą. Wykombinowałem sprytny patent na trzymanie podczas malowania. Rolka po ręczniku papierowym, odrobina plasteliny na końcu pogrzana zapalniczką i docisnąłem ją do sufitu autka. Trzyma dobrze. Farby bazowej poszły trzy warstwy, rozważam czwartą, prześwitów nie ma ale liczyłem, że kolor będzie troszkę ciemniejszy. Mam tylko nadzieję, że przerwy między warstwami były wystarczająco długie. Finalnie wyszło bardzo ładnie, oczywiście konieczny jeszcze będzie klar i zapewne polerowanie.

Kolejnym etapem było pomalowanie na srebrno ramek okien. Srebrna farba Tamiya poszła w ruch. Oczywiście popsułem maskowanie, tu i ówdzie zajechałem za daleko. Na szczęście miałem w domu puszkę farby Humbrol w takim kolorze jak mój aerozol. Farba nanoszona pędzlem różni się nieco strukturą od tej nanoszonej aerozolem. I znowu klejenie i poprawki. Znowu zajechałem za daleko. I kolejne poprawki. W końcu było akceptowalnie dobrze. Chciałeś klasyka to się bujaj klasykiem; ostatnio nadużywam tego tekstu, szczególnie u mechaników…

Nareszcie można lecieć z klarem. Patent na malowanie jak przy poprzednich warstwach, czyli jedna cienka warstwa i dwie grubsze na stojaczku z tekturowej rolki. Teraz tylko dać przeleżakować kilka dni i później spolerować. Na moment świeżo po jest marnie, ostatnie poprawki jakby znikły, a chromowane listewki zmatowiły się. Będę próbował ratować to po polerce na ile się da.

I przyszła pora na polerkę. Papier wodny 2500, lekko zwilżony, następnie 3 gradacje past polerskich tamiya. Efekt jest lepszy ale postanowiłem zaryzykować drugą turę. I było warto. Jest gładziutko, skórka pomarańczy jest lekko widoczna ale za to ładnie uwydatniła się głębia lakieru. Niestety, starłem do gołego spryskiwacze na masce, jedną chromowaną listewkę i wąziutki ale bardzo długi rant na karoserii. No cóż, trzeba będzie zategować. Skoro już tak skopałem maskę i zeszlifowałem jeden spryskiwacz, postanowiłem usunąć obydwa. Rozgrzanym cieniutkim wiertełkiem oznaczyłem miejsca i rozwierciłem je.

Pomalowałem więc maskę. Tym razem wyszła naprawdę pięknie. Po zdjęciu maskowań różnica w stosunku do reszty karoserii była nieakceptowalna. Postanowiłem oszlifować całość i jeszcze raz dać grubą warstwę lakieru bazowego. Po perypetiach z maskowaniem i paroma poprawkami w końcu jest w miarę ok. Nie planuję dawać już klaru, nie chcę po raz kolejny czegoś zepsuć. Tu i ówdzie pozostały niedoskonałości, ale nie mam już siły na nie, za to wyciągnąłem kilka wniosków, którymi się podzielę na koniec projektu. 

Sufit skorupy i słupki wewnętrzne objechałem na beżowo, chociaż w ten sposób odwzoruję z grubsza wygląd górnych części kabiny i przy okazji nie będzie straszyć gołym podkładem. Spryskiwacze odtworzyłem z ramek modelu. Podgrzałem je, rozciągnąłem i wyszły idealnie. Chromy zrobiłem srebrnym markerem Tamiya. Po licznych walkach z maskowaniem udało się to w miarę ogarnąć. Bardzo pomógł mi płyn maskujący Vallejo. Przy okazji odkryłem raj na ziemi, super sklep modelarski w Gdańsku https://www.modelmania.eu/, świetnie zaopatrzony, obsługa bardzo pomocna, a ceny rozsądne.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz